niedziela, 6 maja 2012

trudno, trudniej niż myślałem ...

codziennie popadając ze skrajności w skrajność, gdzieś pomiędzy pragnieniem zniknięcia w otchłani wszechświata a powrotem do Ciebie. tak, ten post piszę do Ciebie. mijają minuty, godziny, dni, tygodnie, niedługo zaczną miesiące ... bez Ciebie. pierwsze dni przyłapywałem się na wstawaniu przed ósmą rano i ... wspomnieniem że już rano kawy wspólnie nie wypijemy. poranki były okropne - i są może nadal, ale podobno do wielu /również złych/ rzeczy człowiek potrafi się przyzwyczaić. chciałem /i od czasu do czasu do czasu ta myśl wraca/ całkowicie zniknąć z wirtualnego światka. ale to jakoś nie pasuje do sytuacji ... nie patrzę się w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać, nie chcę Cię prosić o przebaczenie ani o cokolwiek. jestem realistą, i wiem że nic z tych rzeczy nie otrzymam od Ciebie. 
Na dobrą sprawę, pisanie do Ciebie postów po ostatnich zajściach mija się z celem. po prostu - wiem, że pisze w kosmos, może kiedyś przeczytasz tego bloga, gdzieś od początku Twojej historii w moim życiu. a może dodasz tego bloga do "znienawidzonych".